Zielonogórzanie od pierwszego gwizdka przejęli inicjatywę w meczu. Skutecznie budowana przewaga w posiadaniu piłki, pozwalała miejscowym na rozgrywanie dynamicznego rugby, które z pewnością podobało się kibicom. Gdy po 25 minutach Wataha wygrywała już trzema przyłożeniami (15:0), czuć było w powietrzu, że ta maszyna dopiero się rozkręca. Tak też się stało. Co ważne, goście nie potrafili znaleźć sposobu, żeby tą maszynę zatrzymać. Gospodarzom zdarzył się w tej części meczu jeden karygodny błąd, zakończony przyłożeniem Chaosu i była to tym samym jedyna akcja, w której Poznaniacy wykazali się większą koncentracją. Gospodarze odpowiedzieli jednak jeszcze jednym przyłożeniem tuż przed przerwą i na tablicy widniał wynik 20:5.
Na drugą połowę Chaos wyszedł bardziej zmobilizowany, ale nie miało to żadnego przełożenia na obraz gry. Można by stwierdzić, że tej mobilizacji wystarczyło gościom na nieco ponad półtorej minuty - wtedy to Wataha znów złapała wiatr w żagle, a worek z punktami znowu się rozsypał. Żywiołowa publiczność raz po raz oklaskiwała udane zagrania gospodarzy - wygrywane młyny, auty, akcje indywidualne, zagrywki zespołowe, obronne popisy... Momentami grali bezbłędnie, regularnie podwyższając wynik. Ostatecznie Dziki zdobyły 10 przyłożeń, wygrywając mecz 54:10.
Punkty zdobywa Paweł Prokopowicz
Podobać się może gra zielonogórskiej drużyny jako całości, w której każdy kolejny zawodnik poprawia błędy kolegów. Tego elementu brakowało w kilku poprzednich spotkaniach, aby cały skład wybiegł na murawę w pełni skoncentrowany i zaangażowany. Przed Watahą jeszcze jedno bardzo trudne spotkanie w tej rundzie - zielonogórzanie już w kolejną niedzielę zmierzą się na wyjeździe z drużyną Arki Rumia. Grając takie rugby jak z Poznaniem i stawiając bardzo mocny opór w obronie, lokalni rugbiści być może przywiozą z wybrzeża coś więcej, niż cenne doświadczenie...